czwartek, 28 sierpnia 2014

8. Pobicie.

Budzi się raptownie, słysząc szum wody w łazience. Przeciera zmęczoną twarz i patrzy na ręce. Musi się przebrać.
Czerwone plamy sporych rozmiarów zdobią jego koszule.
Zagryzając wargę, idzie do sypialni. Bolą go ręce.
Brunetka wychodzi z łazienki. Bez zastanowienia ubrała dzisiaj długie, czarne spodnie i zwykły top na szelkach koloru żółtego.
Widzi Harry'ego, który stoi przed łóżkiem tyłem do niej.
Jest bez koszulki, tak że widać jego umięśnione barki i ramiona.
Penelope mimo wszystko jest pod wrażeniem. Nie wiedziała że ma tatuaże.
Nie widzi jego przodu, ale tatuaże pokrywają dużą ilość miejsca na torsie i przedramionach.
-Wrócimy dz.. Boże co ci się stało?- mówi gdy staje obok niego.
Harry klnie pod nosem i zaciska szczękę. Nie usłyszał, gdy wyszła... Kurwa. Zakłada koszulę, aby zakryć głębokie rany i blizny po drapaniu.
- Z czego to masz?
- Z niczego. Posprzątam w salonie.
Penelope denerwuje jego zachowanie. Tyle od niej żąda a sam nie daje nic istotnego.
Chłopak na chwilę na nią patrzy, ale jest kompletnie ...zawstydzony.
- Nie widziałaś tego dobrze?
-Widziałam - mówi niepewnie.
- To zapomnij - prosi.
-To wygląda strasznie.. to znaczy poważnie.
- Wiem jak to wygląda.
-Jesteś strasznie nie fair - puka go palcem w tors i wraca do łazienki. Staje przed lustrem i czesze swoje włosy
Przejeżdża szczotką po nich kilka razy. Gdy idzie do salonu, Harry sprząta szkło i porozwalane rzeczy.
Nawet nie pyta co się stało, wie że nie ma sensu.
Siada przy stole i je zrobione śniadanie. Chłopak przygotował jej naleśniki.
Zjada dwa i przyznaje, że są przepyszne
Zmywa talerz i wstawia go na zmywarkę. Zauważa, że drzwi od tarasu są otwarte i chłopaka nie ma.
Tylko co z tego skoro trzy kroki i zgubi się na dobre
Harry chodzi po ogrodzie z rękami na biodrach. Nie przypuszczał, że ktoś się kiedyś dowie. Nie ona.
Penelope podwija bluzkę pod same piersi i przebiera spodnie na krótką spódnice, tuż za tyłek.
-To wrócimy dzisiaj? - pyta siadając za Harrym na stole.
- Tak. Wrócimy. - ten chodzi po trawie zastanawiając się jak się z nią dogadać.
- A kiedy? - zakłada nogę na nogę i opiera się na rękach za plecami.
- Spieszy ci się co?
-Nie, w sumie nie bardzo. - czeka aż się wreszcie odwróci.
- To po co nalegasz? - burczy.
Humor wczoraj był zły, ale dzisiaj to już dno.
-Bo chce wiedzieć. - wyciąga zniecierpliwiona twarz do słońca.
Odwraca się i patrzy na nią.
- Ty chcesz dużo zawsze wiedzieć.
- Jestem głodna wiedzy..
- A ty masz cała garderobę ze sobą? - podchodzi do niej.
- I jest tak specjalna, że mieści się w jednym plecaku.
- Gratuluję.  Ładne - pociąga palcami za jej spódnicę.
-Wiem.
- Dziwne, że po tym co zobaczyłaś nie uciekłaś z krzykiem.
-Nooom.. - wypina nieznacznie biust.
- Okay, o co chodzi? - opiera ręce o stół i patrzy na nią. - No słucham, bo w tych naleśnikach raczej nie było pigułek gwałtu.
- Słońce zasłaniasz
- Pytanie zadałem.
- Słyszałam.
- Wątpiłem. Słucham odpowiedzi.
- Nie znam.
- I tak nagle postanowiłaś mnie nie denerwować?
-Nie denerwuje cię? - dziwi się.
- Nie.
- Oddaj mi słońce.
- Oczywiście słońce. - siada po prostu za nią i obejmuje ją rękoma.
- Będę nierówno opalona.
- I tak będziesz piękna - całuje jej ramiona i kark.
-Wstrętny lizus.
- Jesteś taka miła - śmieje się i przygryza płatek jej ucha.
Chwilę później wtula twarz w jej włosy, przymykając oczy.
- Powiesz mi?
-  Co mam ci powiedzieć?
- O tych swoich rękach..
- Miałaś zapomnieć...- wzdycha. - to chyba nie jest coś czym mogę się chwalić
- Jezu no powiedz. - wstaje i odwraca się do niego.
- To taki nawyk.
- Nawyk?
- Nie jestem chory - mówi szybko. - Moja skóra też nie jest. Nie zarażam. Tak mam od kiedy pamiętam. Drapię się do bólu.
- Dlaczego?
- Nie wiem dlaczego. Musze.
-To się oduczyć trzeba. - obciaga koszulkę i spódnice.
Mruży oczy patrząc na nią.
- Może próbowałem? Skończyło się to gorzej gdy nie wytrzymałem. To już nie była sama krew.
- To przykre. Sorry..
- Pójdziemy dzisiaj na imprezę.
- Nie chce.
- A kiedy zaczniesz coś chcieć?
- Jak dasz mi spokój? - sugeruje.
- Błędna odpowiedz. Idziemy i juz.
-Debil.. - wchodzi do domu i przebiera się w to co przedtem.
Harry idzie za nią. W połowie ubierania łapie dziewczynę i upadają na łóżko. Zaczyna ją łaskotać.
- Nie mam łaskotek- mówi zgodnie z prawdą i wystawia mu język.
- Coś wymyślimy - odnajduję jej czuły punkt między szyją a obojczykiem i łaskoczę go nosem
- Złaź.. - próbuje go zepchnąć śmiejąc się.
Harry łapie jej ręce i Przytrzymuje je tuż nad głową.
Dalej łaskocze dziewczynę.
- Harry! - ta krzyczy próbując się uwolnić.
- No już - składa krótki pocałunek na jej ustach i podnosi się.
- Nie dasz mi spokoju?
- Niestety. Walczę oto na czym mi zależy- wyciąga do niej dłoń.
- Świetnie..
- Oj nie marudź.
- Nie chce stracić pracy i do cholery nóż mi do szyi przykładałeś.
- Nie stracisz. Nóż, nóż. Nie zrobiłbym ci nim nic.
- Więc bawi cię takie straszenie?
- Nie raczej nie. To była sytuacja wyjątkowa. Jestem pojebany. Nie ukryję tego. Gdy się denerwuje tak reaguje.
- Więc jak cię zdenerwuje, nawet za jakiś czas to co?
- Tego nie wiem. Wczoraj mnie zdenerwowałaś. Ucierpiał salon.
- Wracajmy..
- Skoro chcesz. - pomaga jej wstać.
- Poważnie?
- Tak. Odwiozę cię do domu i przyjadę wieczorem.
- Dobra.. - wywraca oczami jak ma w zwyczaju to robić.
Idą lasem do samochodu. Harry otwiera jej drzwi.
Ta wsiada. Chłopak chowa rzeczy do bagażnika i rusza.
Harry całą silną wolą próbuje się nie drapać. Usta ma ściągnięte w jedną wąska linie.
Całą drogę jadą w ciszy.
Brunet parkuje pod jej apartamentem. Przyciąga ją i całuje w usta. Jego język wdziera się między jej wargi.
Dziewczyna przez chwile oddaje pocałunek i używając dużo siły odsuwa się.
-Postaraj się nie drapać.
- Starać się zawsze mogę.
-Nie warto nic dla ciebie robić - uderza go w ramię i idzie po swoje rzeczy.
- A jakie będą rezultaty nie wie nikt...- odbiera od niej torbę i zanosi na górę.
Penelope otwiera swoje mieszkanie i wpuszcza go do środka.
Harry odstawia jej rzeczy pod ścianę.
- Dasz mi gazę i mnie nie ma.
-W kuchni nad zlewem.
Chłopak zabiera opatrunek. Idzie do wyjścia. Zatrzymuje się na chwilę przy Penelope i całuje jej policzek.
- Postaram się - po tych słowach wychodzi.
Dziewczyna delikatnie się uśmiecha.
- Nie, co ty robisz idiotko? - mówi do siebie.
Kręci głową i idzie do kuchni. Jej uczucia są mieszane.
Robi sobie herbatę i rozpakowywuje torbę. Daje rzeczy do prania. Postanawia wziąć kąpiel. W bieliźnie zauważa sine ślady na lewym biodrze. Przełyka ślinę i wchodzi pod strumień wody.
Harry ma sporą siłę. Z łatwością może ja skrzywdzić.
Myje włosy i całe ciało. Ubrana w świeże ciuchy smaruje jakąś maścią siniaka i z książką siada w fotelu.
Wreszcie ma okazję ją skończyć. Po godzinie przerywa jej telefon. " A ubierzesz sukienkę? Xx. "
"Ale tylko dlatego że po prostu chce " - odpisuje.
" Niech każdy żyje w złudzeniu piękna ". Odpowiedź szybko przychodzi.
Nie wysyła chłopakowi odpowiedzi tylko kładzie na twarz poduszkę.
Wypuszcza głośno powietrze. Harry wychodzi z mieszkania i wpada na trójkę wrogów. Liam , Zayn i Tomlinson.
- Nie mam na was czasu.
- Wiesz myślę że 28 września to idealna data na twoją śmierć  - mówi Louis i zadaje pierwszy cios w brzuch. Harry krztusi się powietrzem. Chwilę później dostaje od Zayna w plecy i upada na kolana.
Trzech to za dużo nawet jak na niego. Odchodzą gdy pojawia się jakaś wycieczka.
Harry siedzi oparty o ścianę wypluwając krew.
Jest wściekły. Całego go nosi.
Ale taka jest prawda, że nie ma nawet jak wstać. W końcu sąsiad się nad nim lituje.
- Może zawieść cię do szpitala? - pyta pan Frank.
- Nie trzeba.
-To może po kogoś zadzwonić?
- Mogę wody?
Żona mężczyzny przynosi szklankę chłopakowi.
- Harry nie zostaniesz teraz sam.
- Mi naprawdę nic nie jest. Dziękuję.
- Nie puszcze cię chłopcze. Dzwonisz albo jesteś skazany na starą babę.
Chce się uśmiechnąć ale wychodzi skrzywienie. Wybiera numer do Penelope.
Kiedy już ma się rozłączać to słyszy jej głos.
- Tak?
- Wiesz może ty przyjdziesz do mnie, co? Wtedy pójdziemy.
- Miałeś mnie wyciągać siłą.
- Chciałem, ale nastały inne okoliczności - poprawia się na fotelu krzywiąc.
- Dobrze..
- Przepraszam ...- mówi i rozłącza się.
Niecałą godzinę później brunetka stoi pod jego drzwiami, ale nikt nie otwiera.
Harry wychodzi z mieszkania sąsiadów. Chcę iść się przebrać i zdążyć przed Penelope, ale widzi ją na klatce. Widocznie ma dziś pecha.
- Cześć - mówi i szybko otwiera drzwi.
- Ktoś cię pobił?
- Głupio przyznać.
-Chodź - łapie jego rękę i ciągnie do kuchni. Karze siąść mu na krześle i szuka apteczki.
- Staczam się...- mruczy chłopak do siebie.
- No dużo tu tego masz - czyści rany.
- Sorry- odsuwa ją czując ze kolejna fala czerwonej mazi podchodzi mu do ust. Być może to niewielki krwotok wewnętrzny. Nie ważne. Nie istotne to jest dla niego. Obchodzi go tylko Penelope.
Gdy wraca dziewczyna kończy przerwane zajęcie.
- Dziękuję - wtula policzek w jej dłoń.
- Proszę. - całuje rozcięty łuk brwiowy chłopaka.
- Chcesz iść?
- Nie. Ty powinieneś siedzieć spokojnie i broń Boże nie zasypiać.
- Właśnie dlatego musze mieć zajęcie.
-To będziemy rozmawiać.
- Ładna sukienka.
- Dzięki.
- Serio Przepraszam. Jak go dorwę będzie trupem. - zaciska szczękę.
-Tak, na pewno Harry.
- Muszę się uspokoić. Zrób coś. Pomóż mi.
-Nie wiem co.. - delikatnie głaszcze jego policzek.
Harry wie, że gdyby wystąpił napad furii zrobiony cos złego. Pieprzony Tomlinson miał przewagę.
Tchórz bał się przyjść sam.
To ich różni. Harry sam stawia czoła problemom.
- Jakąś tabletkę ci dam - odzywa się Penelope
- Nie - odpowiada szybko brunet. Patrzy na nią, a po chwili jego głowa wtula się w talię dziewczyny.
Zaskoczona powoli i niepewnie umiejscawia swoje palce w jego włosach i kojąco nimi błądzi wśród brązowych loków.
Chłopak cicho wzdycha i zamyka oczy. To zdecydowanie pomaga.
- Ale jesteś cichy..
Przyciąga ją bardziej do siebie trzymając w silnych ramionach.
Dziewczyna krzywi się gdy jego ramię jest na poziome siniaka na biodrze. Jej granatowa sukienka marszczy się pod naciskiem Harrego.
- On może cos od ciebie chcieć. Chciałbym, abyś uważała. Proszę.
- Raczej wątpię żebyśmy mieli ze sobą jakieś sposobności.
- Wie gdzie mieszkasz. Pracujesz. Uczysz go.
- Możesz już? - pokazuje na jego ręce. Siniak przez swój rozmiar boli aż do kości pod dotykiem.
Odsuwa się i przygląda jej twarzy. Widzi skrzywienie. Unosi jej sukienkę. Gdy mu chce zaskoczona przerywać, uderza ją lekko po rękach i kontynuuje. Ogląda jej biodra.
-Nie rozbieraj mnie - odsuwa się.
- To ja tak?- przyciąga ją i całuje siniak. Dmucha na ślad zimnym powietrzem.
-Nie wiem, może. - wzrusza ramionami.
- Wybacz Sunshine - podnosi się. Teraz góruje nad nią.
- Myhym...
Kładzie ręce na jej plecach i przyciąga ją powoli.
-Może książkę poczytaj, albo film..
- Nudne. Bardzo nudne - pochyla się i całuje delikatnie jej usta.
-To pasjansa ułóż.. - odwraca głowę.
- To tez jest nudne - Przytrzymuje jej podbródek. Całuje dolną warge ,a później górną. - Naprawdę pięknie wyglądasz. Chodź. - bierze ją za rękę
Dziewczyna idzie za nim dwoma dłońmi trzymając jego jedną.
- Wyjdziemy, a gdy będzie źle wrócimy.
- Nie chce Harry..
- Na spacer.
-Ty musisz w miejscu siedzieć. - ciągnie go.
- Och no - wzdycha. Siada na kanapie a dziewczynę sadza na kolanach. Czuje się strasznie obolały.
- Dużo wody, tak. musisz dużo pić.
- Dobrze Proszę pani.
Penelope wstaje i przynosi mu wodę.
Zaczynają rozmawiać. Harry czuje zmęczenie dzisiejszym dniem, ale nie daje po sobie tego poznać. – A propos ściągania. Postawisz mi w końcu dobrą ocenę ?
- Tak. Nie postawie ci pały. - mówi z ręką na sercu.
- Szkoda...
- Nie boli bardzo?
- Boli.
-Weź tabletkę.
- Nie. Przejdzie. - przesuwa palcami po ręce.
-Harry.. - strąca jego dłoń.
- Nawyk.
-Wiem. - znowu podaje mu szklankę.
- Wezmę prysznic. - całuje jej czoło i wypija wodę. Jakoś dochodzi do łazienki.
Gdy chłopak jest w łazience to dziewczyna przeczesuje swoje włosy i dużo myśli. Czuje że chce mu pomóc.
To dziwne, gdy nagle Harry jest taki...bezbronny.
Bierze głęboki oddech i myśli. Myśli, myśli, nie umie tego wyłączyć.
Czuje dłonie na ramionach. Harry stoi za nią w bokserkach i koszuli.
- Przede mną nie musisz tego chować.. - mówi cicho runetka.
- To jest obrzydliwe.
- Powiedziałam i wiesz - wzrusza ramionami.
Pochyla się i całuje jej policzek.
- Pobudziła cię trochę woda?
- Tak. Zjesz cos?
- Nie. - odwraca głowę w jego stronę.
- Powiedz jak będziesz głodna. - ubiera spodnie od dresu. Przechodzi przez hol i sięga po papiery które przyniósł mu Niall. Są to plany toru wyścigowego. Wyścig Danger Race to najdłuższy i najniebezpieczniejszy wyścig. Stają do niego najlepsi. Harry całe wakacje ćwiczył. Niall przygotowuje mu auto.
Wie, że ma szansę i to całkiem spore.
W życiu trzeba ryzykować. Przegląda plan, wiele rzeczy zapamiętując.
- Harry jest prawie północ.. - słyszy dziewczynę.
- Zostań na noc. - odkłada kartki i podchodzi do niej.
- Bez przesady - mówi oglądając książki na półce.
- Proszę. - obejmuje ją od tyłu. - Kochanie.
- Kurcze ty jesteś młodszy.. - śmieje się znowu to sobie uświadamiając.
- Tak. Jestem.
- Nie, nie, nie. Wracam do siebie. - czyta tył jednej z książek.
- Zostaniesz. - zamyka jej nadgarstek w swojej dłoni. Prowadzi ją do sypialni.
- Nie wiem jaki masz problem.. - wchodzi za nim do pomieszczenia.
- Taki że jest późno i nie pozwolę ci wracać po nocy.
- Bo to takie niebezpieczne.. - wywraca oczami.
- Tak - warczy.
- Przestań. - dziewczyna też się złości i zabiera swoją dłoń z jego.
- Więc tak nie mów.
- Nie mam ciuchów ani ochoty tu zostać - oplata się ramionami.
- Ciuchy ci dam. Nie masz wyjścia. Nie puszczę cię i nie dam rady odwieść. - kuca przy szafie. Wyciąga głęboko schowane pudło. W nim są damskie ubrania Katherine. Niebieskookiej blondynki, która kiedyś zwróciła mu w głowie. Potem została odebrana przez najlepszego przyjaciela.
Penelope bierze jakąś jego koszulkę z łóżka i znika zła w łazience. Umyta chwyta z sypialni jedną poduszkę i koc z czym idzie do salonu.
- Wróć. - zawraca ją. - Ty spisz tam. - prowadzi ją do sypialni. Zabiera koc i poduszkę. Sam kładzie się w salonie. Zdejmuje koszulę. Wpatruje się w nadgarstki. Dosłownie wydrapane
Ale dla Penelope ich nie powiększy.
Oboje zasypiają bardzo szybko, ale to brunetka budzi się pierwsza.

~~~~~~~*~~~~~~
Ej! Jest Was trochę, więc zacznijcie komentować i sprawcie, że się uśmiechniemy :)
Zapraszam na coś nowego;

środa, 20 sierpnia 2014

7. Domek.

 - Ale sprawiłeś że to ciebie boje się najbardziej.
- Widocznie tak musiało być. Przepraszam. - składa pocałunek na jej czole.
- Możesz się normalnie zachowywać w szkole? - blado się uśmiecha.
- Z Wyjątkiem Tomlinsona. Mogłabyś...nie słuchać tego co mówi?
- Miałam na myśli stosunek do mnie..
- Wiem co miałaś. O tym mówię. Z wyjątkiem jego uwag wobec ciebie. Wtedy się nie powstrzymam.
- Więc zgoda?
- Tak.
Wyciąga do niego rękę w geście pojednania. Harry łapie jej dłoń i przesuwa po niej ustami.
- Nie zachowuj się znowu za staro - klepie go po policzku
- Zaśnij już - opuszcza jej pokoju po opatuleniu jej kołdrą. Siada w kuchni z gazą. Słucha czy nic się u dziewczyny nie dzieje.
Ta leży na plecach patrząc w sufit.
- Może wynagrodzi mi ryzyko w łóżku chociaż.. - mruczy do siebie.
Widocznie ma gorączkę bo już majaczy. Przewraca się na drugi bok i zasypia.
Harry przenosi się do salonu. Bardzo długo leży na wygodnej kanapie w kształcie litery L. W końcu odpływa. Budzi się rano , mając na palcach krew. Jak przeważnie. Myje ręce i idzie zobaczyć co u Penelope. Puka cicho do drzwi.
Nie słyszy odpowiedzi tylko ciche pomruki.
Wsuwa się do środka. Podchodzi do łóżka i kuca.
 - Hej skarbie. Jak się czujesz? - stara się być miły chociaż humor ma do niczego.
- Skarbie? Poważnie?
Zaciska szczękę. Powstrzymuje się od wyładowania.
 - Sunshine to nie jest dobry dzień na sprzeczki.
- Nie przezywaj mnie tak.
- Będę nazywał cię jak chce. Nie uzyskałem odpowiedzi na pytanie.
- A jakie było? - otwiera jedno oko.
- Jak się czujesz. - powtarza.
- Pusta. Wyplułam wczoraj wszystko.
- No cóż. Zrobię ci śniadanie.
- Która godzina? - pyta.
- Szósta dwanaście. - brunetkę zerka na zegarek. Idzie do kuchni. Odgrzewa jej zupę a sam pije herbatę. Raczej jada niewiele. Nie ma na to czasu i ochoty. Jak zje w ciągu dnia śniadanie to dobrze.
Penelope myje się i ubiera. Bierze torbę a później idzie do kuchni. Siada przy wyspie. opiera głowę na ręce. Harry stawia przed nią zupę i dopija herbatę.
- Jak zauważyłaś nie miałem kiedy się uczyć ani zrobić ściągi wiec jak dobrze napisze to wstaw dobrą ocenę.
- Nie ufam ci.
- Też mi niespodzianka.
- Wychodzę Harry.
- Nie, ja cię odwożę Penny. - mówi jeszcze bardziej stanowczo.
Zabiera jej marynarkę i zakłada na barki dziewczyny. Prowadzi ją do samochodu.
Nie odzywa się a jedynie idzie do auta chłopaka.
Harry parkuje przed szkołą i ją wysadza. Wraca do domu jak kiedyś, abu sie przebrać. Znowu przychodzi na drugą lekcje. Na sprawdzian z geografii. Specjalnie dla Penelope pisze to jeszcze szybciej, ale starannie pisze każdą literkę. Dziewczyna nawet nie patrzy na klasę. Każdy spokojnie może się kontaktować. Harry czeka, aż oceni jego pracę.. Ta jednak patrzy w jeden punkt na ścianie. Chłopak zastanawia się za ile będzie musiała biec wymiotować
- Zostało 10 minut - jej głos roznosi się po klasie.
Uczniowie zaczynają pisać szybciej.  Czego nie wiedzą to po prostu strzelają.
Oddają testy. Harry czeka, aż drzwi się zamkną.

Penelope staje przy drzwiach i pokazuje żeby wyszedł jak reszta.
Kręci głową. Zamyka drewnianą powłokę i patrzy na dziewczynę.
- Czemu jesteś nieprzytomna?
- Jaka? Nie wiem o co ci chodzi.
- Nieprzytomna - mówi przez zęby.
- Wcale nie.
Podchodzi do niej szybkim krokiem.
- To co jest?
- No nic - robi krok do tyłu.
Hazz Przekrzywia głowę zwilżając językiem swoje wargi. Lustruje ją wzrokiem. Dzisiaj dziewczyna ma krótką, czarną spódnicę. Wygląda jeszcze lepiej niż zawsze.
-Mam dyżur. - jego wpatrywanie przerywa głos Penelope.
Harry przenosi wzrok na jej twarz.
- Odpowiedz na pytanie i możesz wyjśc.
- Nic mi nie jest.
- Idź.
Wychodzi z klasy trącając go ramieniem i idzie piętro wyżej. Harry uśmiecha się pod nosem i również wychodzi. Przemieszcza sie do sali od historii.
Ma jeszcze sześć lekcji, a Penelope tylko dwie. Więc brunetka wraca do siebie. Przebiera się w luźne ubranie i sprząta. Jakoś kolo godziny 17 dostaje smsa "Dzisiaj się nie wymigasz słońce. Za dwie godziny masz być gotowa. H. "
Przewraca oczami i odkłada telefon. Nie będzie nią rządził. Dobrze wie ze i tak się tu pojawi i ją zabierze. Penelope nie szykuje się. Siedzi na kanapie i czyta książkę. Harry wchodzi do jej domu bez problemów. Opiera się o framugę salonu i patrzy na dziewczynę .
- I ty się sprzeczasz ze nie jesteś głupia. Dałem jedno polecenie a ty go nie zrozumiałaś.
- Polecenie?
- W zasadzie to było mieszane z prośbą.
- Nie możesz mi rozkazywać - nie podnosi wzroku znad powieści.
- Wszystko mogę. Jesteś tak cholernie nudna gdy ciągle powtarzasz jedno i to samo. Ubieraj się albo sam to zrobię. - zabiera jej książkę.
- Czytam to!
- Nie podnoś na mnie głosu skoro mam być miły. Przeczytasz później. - zakłada zakładkę.
- Gdzie Ty chcesz mnie wywlec?
- Zobaczysz.
- Po prostu powiedz.
- Nie zakładaj szpilek. Weź rzeczy na jutro. Jutro sobota. Szybko.
- Dlaczego mamy gdzieś zostawać?
Harry wypuszcza powietrze z ust. Odwraca się i uderza ręką w ścianę. Nie ma bardziej denerwującej kobiety na tej planecie. Nawet pobiła jego matkę.
- Proszę, rusz swoje cztery seksowne litery i ubierz się oraz spakuj. Proszę - mówi wolno i wyraźnie patrząc na nią
- Powiedz Proszę dokąd chcesz jechać.
- Nie byłaś tam nie będziesz wiedzieć.
- Dobra. - pakuje potrzebne rzeczy do torby.
Już po kilkunastu minutach są w aucie. Harry włącza radio. Patrzy na drogę co chwila zmieniając biegi.
- A to daleko?
Ciszę przerywa głos dziewczyny. Harry odwraca na nią wzrok.
- Godzina.
Penelope kiwa głową i patrzy przez boczną szybę.
Dojeżdżają na skraj lasu. Harry parkuje i zabiera torbę dziewczyny.
- Będziemy spać pod namiotem? - pyta zdziwiona.
- Nie słońce. Chodź. - Mężczyzna bierze jej dłoń w swoją i zaczyna prowadzić. Jest już dość ciemno. Podłoże po którym idą to liście i mech. Czasem omijają pienie połamanych drzew. Penelope odwraca głowę za każdym razem gdy usłyszy jakiś szmer. Nic nie widzi, a osoba za którym podąża to Harry.
Więc czego się dziwić, że jest przestraszona. Dochodzą do wzgórza gdzie widać drewniany,  mały oświetlony domek. Chłopak wyciąga klucze i otwiera drzwi. Oboje wchodzą do środka. Okna są wielkie bez zasłon. Widać wszystko co położone jest niżej.
Sufit jest wysoki. Przez salon przechodzą drewniane belki. Wszystkie meble są zrobione ręcznie. Dziewczynie podoba się to wnętrze pomimo okoliczności w jakich musi tu być.
Harry prowadzi ją przez korytarz wyłożony białym dywanem. Dochodzą do ostatnich drzwi. Otwiera je przed brunetka. Ta niepewnie wchodzi do środka. Pomieszczenie pogrążone jest w mroku puki Styles nie zapala włącznika znajdującego się tuż przy wejściu.
- Sypialnia - oznajmia.
-Widzę - mówi zakładając ręce na piersi.
- A teraz idziemy zjeść kolacje. Podoba mi się ta sukienka- mruczy obejmując ją.
- To znaczy że masz poczucie stylu. - uderza go łokciem w żebra i odsuwa się.
- Grzeczniej- łapie ją za ramię. Prowadzi dziewczynę do kuchni.
- Nie naciągaj mnie.
- Co ustaliliśmy? Że zaczynasz słuchać.
- Ty tak ustaliłeś.
- Jeszcze słowo a ten pasek wyjmę.
Prycha zła i wydyma dolną wargę.
- I dobrze wiesz , że ja nie tylko grozę. - humor tego chłopak zmieniał się tak szybko ze zadziwiał. - Co gotujemy?
- Obojętnie.
Harry opiera ręce o blat.
- Nie psuj Wszystkiego humorkami.
- Nie mam po prostu ochoty na nic konkretnego.
Wypuszcza z ust powietrze. Decydują się po prostu na spaghetti. Harry stara jej się pomagać ale nie może.
Gdy danie jest gotowe siadają do stołu.
Brunet patrzy jak dziewczyna je. Lubi obserwować kobiety które jedzą. Nie wie czemu. Przecież sam jeść nie lubi. Żadnych diet czy liczenia kalorii. Przecież to przesada, zwłaszcza gdy nie ma takiej potrzeby. Wyciąga rękę z serwetką i wyciera usta Penelope.
- Dzięki - odchyla się delikatnie do tyłu.
- Proszę - zabiera talerze i idzie do kuchni.
Brunetka wiąże włosy w wysokiego kucyka i opiera głowę o splecione ręce.
Harry wraca do niej z winem. Podaje kobiecie kieliszek ,a sam siada na fotelu. Pokazuje jej aby podeszła.
- Wolę tu. - mówi odwracając się do niego.
- Chodź.
Dziewczyna przewraca oczami i siada obok niego. Od razu wciąga ją na swoje kolana. Obejmuje talię brunetki jedną ręką. Jego usta przylegają do ramienia Penelope.
- Tak, marzyłam o tym - mówi dziewczyna ironicznie.
- Mam zły humor. Nie pogarszaj go.
- Co ja poradzę.
- Po prostu bądź grzeczna. Miła dla odmiany - robi jej kolejną malinkę na szyi i jest zadowolony.
- Grozisz mi swoim kutasem, a ja mam być miła?
- Nie  wspominałem nic o seksie.
-Właśnie że tak. A potem że wyjmiesz jeszcze pasek.
- Nie. Mówiłem tylko o pasku i o słuchaniu.
- Jasne. - prycha. - Nie możesz znieść że w czymś mam rację. - dodaje.
- Nie masz racji. Nie mogę znieść tego, że jesteś strasznie uparta. Ja jedno, ty drugie. Zrozum, że  to sytuacja bez wyjścia. Im szybciej ulegniesz tym lepiej dla ciebie.
- Czuj się...
- Dobra, mam dość. - przerzuca ją przez ramię i szybko pokonuje drogę do sypialni. - Teraz będziesz krzyczeć. Z takiej kurwa rozkoszy, że jutro nie będziesz mogła chodzić. - warczy rzucając ją na łożko.
- Nie zrobisz tego - pokazuje na niego palcem stając na pościeli.
- Zrobię. Nie zgwałcę cię. Sama będziesz prosić. - Poprawia koszulę i przyciąga ją gwałtownie. Dosyć brutalnie wpija się w jej słodkie usta. Jedną rękę wsuwa we długie, brązowe włosy dziewczyny.
Penelope zaciska mocno wargi choć jest to trudne przy natężeniu pocałunków zielonookiego.
- Lepiej będzie jak ulegniesz. - pociąga palcami za zamek jej sukienki.
- Zostaw, nie chce cię - cofa się gdy ten luzuje uścisk.
- To za chcesz. Chciałem poczekać, zrobić to powoli. Sama wybrałaś.
- Jaki jesteś dobry, matko jaki łaskawca- rzuca w niego poduszką.
- I nawet w tej chwili mnie prowokujesz - kręci głową, nie mogąc uwierzyć że ją to bawi.
- Lecz się!
Uśmiecha się do niej ironicznie.
- Jesteś moja skarbie. - wyjmuje pasek ze spodni i przyciąga ją. - Ładna bielizna - jego palec zahacza o brzeg koronki.
- Wara z łapami.
Prycha i siada, przekładając ją przez kolana.
- Znowu dasz mi w dupe? - uderza go pięścią w żebra.
- Tak. Dam ci w dupę. Potem doprowadzę do rozkoszy. Ale to później - ściska jej pośladek.
- Kurwa Harry - z trudem ugina kolano i celuje nim w krocze chłopaka. Jest przestraszona, ale też zdesperowana i zdenerwowana.
Bruneta to nie rusza. Jedynie bardziej denerwuje.
- Zdradzić ci coś? Jak się tak bronisz to powodujesz, że jest gorzej. Weź to na logikę. Mogło być miło, wszystko zepsułaś.
- Nie będziesz mnie bił jak dziecko..
- Tak się zachowujesz.
- Puść mnie Harry...-jej głos się zmienia i to po prostu prośba.
- Jak mam cię traktować? Jak dorosłą? - muska jej szyje.
- No puść - dotyka palcem jego przedramieniem.
- Zostaw - zabiera rękę.
i ją puszcza momentalnie.
Ta wstaje i podnosi swoją sukienkę.
- Nie - zabiera jej ubranie. - Do łóżka - mówi przez zęby. Sukienkę rzuca daleko. Pcha dziewczynę na materac. Przykrywa ją i kładzie się obok na kołdrze.
-  i po co to do kurwy nędzy? - puszczają jej nerwy przez niego.
- Zamknij się! Zamknij się, bo nie wytrzymam jasne?! Po prostu zamilcz. Umiesz? - warczy głośno zaciskając dłoń na jej biodrze. - Musisz kurwa wszystko psuć? Wszystkie starania? Spierdol więcej, na pewno będzie lepiej. Zamknij się i śpij.
Odwraca się od niego i przyciska policzek do poduszki.
Harry głęboko oddycha, patrząc w sufit. Wszystkie jego mięśnie są napięte od nerwów. Gdy dziewczyna zasypia, wychodzi z sypialni. Chodzi po salonie nie radząc sobie ze zdenerwowaniem i pieczeniem skóry. Zrzuca wszystko co ma na drodze. Odpływa w fotelu koło 3 w nocy.

sobota, 16 sierpnia 2014

6. Pragnienie.

- O patrz. To już ta pora.
- Ja wybieram się do szkoły, nie wiem jak ty - wstaje i znika w łazience.
Harry zawozi ją. Zostawia za zakrętem , a sam wraca do swojego domu. Przebiera się i je śniadanie. Zdąża na drugą lekcje. Wyniki sprawdzianu z fizyki. Nie jest zdziwiony dobrą oceną jaką dostał. To u niego pewne. Tylko frekwencję ma złą. Idzie na wf i spotyka tam Louisa. Obydwaj od razu zmierzają w swoim kierunku.
- Ktoś ci auto podpierdolił Tomlinson.
- Ucierpisz na tym.
- Akurat to nie ja. Chyba Elliot bawił się przy kołach.
- Jasne - prycha, zły
- Mam swoje auto. Twoja ruina mi nie potrzebna - idzie się przebrać. W szatni w łazience zakłada dres.
Na salę wchodzi równo z jakąś dziewczyną z pierwszej klasy. Mówi cos ona nauczycielowi i wychodzi.
- Tomlinson do pani Marshall. - mówi mężczyzna po chwili.
Harry patrzy na niego ostrzegająco. Dosłownie zabija wzrokiem. Chłopak wychodzi a reszta zaczyna grać w siatkę. Harry i tak myśli tylko o tym co Tomlinson może zrobić Sunshine.
Lou nie wraca do końca lekcji i w ogóle do końca dnia.
Hazz wpada do sali Penelope i mierzy od razu chłopaka wzrokiem. Ten siedzi przed komputerem i coś robi, a dziewczyna w jednej z ławek poprawia sprawdziany. Harry nie zwracając uwagi na wroga podchodzi do nauczycielki. Pochyla się nad jej uchem.
 - Nie wiem co byś musiała zrobić żebyś się wykręciła. 20 skarbie  - mówi cicho.
- Myhym.. - kreśli coś długopisem.
- Rozumiesz?
- No tak.
- To dobrze.
- I co? Naprawiłeś? - Penelope pyta Louisa.
- Powinno być dobrze.
- Dziękuję.
- Ależ Proszę. Harry nie za gorąco ci? - Tomlinson szczerzy się.
Dziewczyna patrzy na Stylesa ale ten ignoruje pytanie.
- Louis Malik cie szukał.
- To kiedyś znajdzie.
Harry wywraca szmaragdowymi oczami. Jest zdenerwowany i przez to zaczyna się powoli drapać po ręce.
- Co jest Styles?
- Nie twoja sprawa.
- Na szczęście nie zaraża- mówi i wychodzi.
Styles patrzy na drzwi zagryzając warge. Nie jest chory.
 -Możesz już iść? - pyta Penelope
- Nie. Nie mogę.
- Co jeszcze chcesz?
Przyciąga ją do siebie. Całuje kobietę umieszczając ręce na jej biodrach.
- Idź sobie..
- Nie sprzeciwiaj się.
- Pracuje tu a ty się uczysz.
- Niedługo. Nie martw się. Dzięki temu że myślisz że ściągam nie zdam.
- Ściągałeś.
- Nigdy nie ściągam. Możesz mnie przepytać. Na wszystko odpowiem - gładzi dłońmi jej plecy.
- Nie chcę. Sam jesteś sobie winien.
- Czym? Przychodzę . Piszę. Powinienem dostać ocenę.
- Gdybyś napisał uczciwie.
- Napisałem. Czego w słowach nie ściągałem nie rozumiesz?
- Trzeba było spełnić moją prośbę.
- Nie mogę. Nie mogłem i nie mogę.
- Dlatego dostałeś pałę - odchodzi do tyłu i siada za biurkiem.
- Nie ściągałem do cholery. - warczy.
Nie uzyskuje odpowiedzi.
Wywraca oczami i łapie jej podbródek.
 - Jutro jest kolejny sprawdzian. O ile wiem cały materiał z tego tygodnia kiedy mnie nie było. Nie mam nawet podręcznika Od geografii.
- Jesteś dorosły.
- A ty głupia. Ameryki nie odkryliśmy.
- Nie obrażaj mnie - strąca jego palce.
- Stwierdzam fakty. 20 - dodaje i wychodzi. Wraca do domu cały czas mocno wbijając palce w ręce. Koszula przesiąka krwią.
~*~
Penelope wymiotuje już drugą godzinę. Czuje się bardzo źle i domyśla się co jest tego powodem. Bierze już jakieś piąte tabletki i pije setną butelkę wody. Zmęczona i blada kładzie się na łóżku. Z jękiem opada na materac. Wbija wzrok w sufit , ale jej powieki po chwili się zamykają. Prawie bezsenna noc, wydarzenia i wymioty powodują że zasypia.
Harry denerwuje się,gdy dziewczyna nie otwiera i nie odbiera. Wchodzi do środka bez problemowo. Od razu pokonuje drogę do sypialni Penelope. Otwiera drzwi i wsuwa się do środka. Ledwo coś widzi, gdyż jest tak ciemno. Podchodzi do łóżka, a ręką mają szafkę aby zapalić lampkę. Udaje mu się. Od razu zauważa śpiącą i blada brunetkę. Deklaruje gładzi policzek Sunshine. Od razu widać, że jest chora.
Obcy dotyk budzi ją. Otwiera oczy i od razu je zamyka widząc swój koszmar w postaci Harrego. Mężczyzna kładzie na jej głowie zimny ,mokry ręcznik na czole. Poprawia dziewczynie poduszkę pod głową.
 - Śpij. Nic nie zrobię.
- Przez ciebie się rozchorowałam..
- Przepraszam - łapie jej dłoń. Muska palcami jej kłykcie.
- Możesz iść.
- Nie mogę. Nie zaczynaj od nowa. Śpij.
 -Nie będę spać. - siada.
- Jezu...- wywraca oczami i kładzie ją. Przytrzymuje dziewczynie ręcznik.
- Błagam nie wynos mnie nigdzie.
- O czym ty mówisz? - całuje jej czoło odgarniając kosmyki włosów. Idzie zrobić Penelope herbatę. Łatwo odnajduje się w jej kuchni.
Wraca z kubkiem a dziewczyna znowu siedzi.
- Gdyby to było pierwsze wrażenie,  pomyślałabym że jesteś miły.
- Jestem gdy po prostu normalnie ze mną rozmawiasz . Proszę. -podaje jej kubek i siada na krześle.
- To ty przyszedłeś do mnie z nożem.
- To ty zaczęłaś nie traktując mnie poważnie.
- Nie powinnam.
- Pij. - przymyka oczu. Długie rzęsy chłopaka również opadają.
- Nie rozumiem cie.
- Z czym? - dalej tkwi w takiej pozycji.
- We wszystkim.
- Skomplikowane. - zgadza się. Nie wytrzymuje. Zaciska mocno zęby czując pieczenie skóry.
- Nie groź mi więcej.
- Nie rozkazuj mi to nie będę. Zrozum , że ja nie chcę cię straszyć. Chcę być miły. Chciałem cię gdzieś dziś zabrać , ale widzę jak się czujesz.- mówi cicho brunet. Nieświadomie zaczyna się drapacć. Mówi i nawet tego nie kontroluje.
- Ale zmuszasz mnie do tego.
- Więc zacznijmy żyć....- przerywa na moment, biorąc głębszy oddech. - w pokoju. Zaraz wracam. - trafia do łazienki.
Penelope poprawia się nerwowo i okrywa szczelniej kocem. Wypija herbatę. W jej brzuchu robi się cieplej. Harry wraca po chwili. Ręce zaciska w pieści , gdy siada na krześle.
 - Spróbujesz zasnąć?
- Nie.
- Musisz coś zjeść ...Zajęcie - aby mieć zajęcie idzie do kuchni. Chłopak zagryza wargę, robiąc ryżankę dla Penelope. Ta kręci głową gdy ten jej podaje jedzenie
- Nie możesz być na czczo.
- Zwymiotuję.
- Ale zjeść musisz.
- A jak nie to znowu zabierzesz się za swój pasek?
- Nie. Widzisz? Zaczynasz. Nie mam siły się z tobą kłócić - siada obok niej i wkłada do ust łyżkę z zupą.
- Jezu to ja tu jestem dorosła, mądrzejsza i starsza.
- Nie jesteś mądrzejsza. Też jestem dorosły. Z ostatnim się zgodzę. Jedz piękna - karmi ją dalej.
- Nie chce.. - zabiera mu łyżkę.
- Jak zwykle.
- Będziesz mieć czym wymiotować.
- No właśnie, a nie mam już siły.
- A jak nie zjesz to będziesz wymiotować żółcią. To jego gorsze.
- Oczywiście jesteś mądry..
- Więc?
- Wszystko wiesz. Sam to zjedz.
- Ja nie wymiotuje.
- A ja nie chce.
- Jak wolisz.
- Dziękuję. - mówi z ulgą.
Harry odkłada miskę i kładzie dziewczynę na materacu. Przygasza lampkę.
- Bądź taki zawsze w swojej głupiej naturze.
- Postaram się. - zaciska palce na parapecie i zamyka oczy
- Czyli się nie uspokoisz? - pyta po chwili.
- Nie jestem zdenerwowany - tłumaczy. - Nie chodzi oto.
- Więc?
Cierpię...Nie powiem ci tego. Ja? Nie mogę. To chyba honor - myśli poprawiając koszule.
- A powiesz mi czego chcesz tak na prawdę ode mnie?
Odwraca się do niej. Podchodzi do łóżka I pochyla się nad dziewczyna. Patrzy wprost w jej oczy.
- Chcę ciebie. Chcę cię poznać , przekonać , chcę żebyś była. Będę cię chronić.